Strona:PL Gabriela Zapolska - Utwory dramatyczne T. II.djvu/31

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
DAWID.

No, bo pani chce, coby my z karczem ustąpili a karaimy arendę wzięli.

SZMUL.

Karaimy?

JANKIEL
(spokojnie).

Czego się ty, stary trwożysz? Tobie się nic nie stanie i nam także. Pani może chcieć, ale my możemy nie chcieć. Nasz ród tę ziemię zasiedział, wszyscy wokoło wiedzą, co rebe Szmula Benjamina nikt z arendy ruszać nie śmie. Nie próżno mame Trejne na progu codzień siedzi ze swoją pończochą. Ci, co przechodzą, wiedzą, że ona zasiedziała próg i całą karczmę dla rebe Szmula i jego pokolenia. Ty tate, śpij spokojnie! nikt cię nie podkupi i ztąd nie wygna.

DAWID.

A karaimy? te pół-goje a pół jeszcze judy? Oni prawa zasiedzenia nie znają, oni się pomsty Boga nie boją.

JANKIEL.

Ty szejtewate! karaim też się będzie bał, bo wie, że mu tej nocy, coby pierwszy raz chciał zasnąć pod naszym dachem, dym oczy wygryzie i cały się razem ze swemi dziećmi i żoną spali.