Strona:PL Gabriela Zapolska - Utwory dramatyczne T. II.djvu/264

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
MAŁASZKA.

Ty łżesz jak pies. Dziecko musi żyć, bo po kiego czorta-by zmarło? Julka, kiedy niesamowity, z chaty wygnam na cztery wiatry — niech idzie na rozputaje a dziecko ostanie przy mnie, bo to moje... słysz!

LAWDAŃSKI.

Gadasz za dzieckiem, jak suka szczeka za szczeniakiem. Ale nie tobie takie gadanie. Ty tu długo nie usiedzisz i znów na marne polecisz.

MAŁASZKA.

Odczep się, ty projawo jedna! Drogi mi nie zastępuj. Ja do swej sadyby wracam.

LAWDAŃSKI
(z wybuchem długo hamowanej namiętności).

No! teraz już raz koniec z nami musi być... Ty mnie niby odpychała a tymczasem tumaniła i oczami ciągnęła. Ja za tobą jak cień się włóczę — a ty dobrze to widzisz. Lepiej ślepie sobie wypal a na mnie nie patrz, bo się stać może coś strasznego! Słyszysz, Małaszka?.. coś strasznego! Ty mnie nazywasz projawą — to ty projawą na świat przyszła, tobie czort ogień w ślepiach zaniecił, żebyś ludzi ciągnęła na zaprzepaszczenie! Gdzie ty się ruszysz — tam nieszczęście, albo trup!

MAŁASZKA
(jak w szale).

Trup! tak, trup! martwica!