Strona:PL Gabriela Zapolska - Utwory dramatyczne T. II.djvu/253

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
DAWID.

Szmaty są, bracie Jankielu, ale nie tyle, jak na wszystkie szkapy.

JANKIEL.

No, to kapotę zdejm a podrzej ją na części. (Dawid zdejmuje kapotę i chowa pod pachę). No! a teraz idźcie; ja poczekam. A niech wam Gott, a tate, pomaga!

ARON.

Czego ty, Jankiel, nie chcesz iść z nami?

JANKIEL.

Ja nigdy z wami nie chodził, ja tu postoję. Gdybym z wami chodził, tobym chyba nie miał klepki. Po co chodzić, kiedy was jest dosyć?

ARON.

Ty, Jankiel, wielki majuches... No chodźmy!

(Idąc, spotykają Julka).
DAWID.

To ten szejtewate!

SZMUL.

Usuń się, ty, Julek! My do dworu idziemy. Ty puść!

JULEK.

Ani weź — nie można! Jaśnie panienka umiera — koło drzwi trza stać a pilnować, coby tędy martwica nie wyszła...