Strona:PL Gabriela Zapolska - Utwory dramatyczne T. II.djvu/24

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

i talerzy do pomycia ostawią bogato. A potem koło koni pochodzić muszę, bo to dziś to hałakanie na wsi, to się Hryhor porwie do karczmy a Hans i Franz już się zmawiali, aby pójść do Czechów na kołunię i tam do tej ich lesursy na taniec ostać.

MAŁASZKA.

To te chłopy krasno ubrane, w tych kusych świtkach? Oj! Boże! Boże! jakież to wertkie mołojce!

JULEK.

Ty bo, Małaszka, tylko o szmatę dbasz i oczami ściągasz. U ciebie ten wertki, kto ma buty nowe a świtkę suto naszywaną.

MAŁASZKA.

Nie, Julek, nie! ty motasz jedno o drugie. Ja nie lubię świty i soroczki... to także szurpate i oczy nie mani. Ot tak, jak te niemczyki krasawic, albo Zenodański w tej siwej... To odziane! Żeby ty, Julek, miał takie krasne odzienie, toby dobrze było.

JULEK.

Ha! Bóg wie. Jaby dla siebie nie chciał, ale jak tobie takby w ład było, bo ja grubaśny trochę a nie wyrosły bardzo. Jaśnie pani wybiera do służby w pokojach chłopów, jak topole.