Strona:PL Gabriela Zapolska - Utwory dramatyczne T. II.djvu/226

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

tylko patrzeć i zagadać do niej... Hrabia też przystępu nie ma, bom sam słyszał, jak go odpędzała, ale żeby ja hrabią był, tożbym sobie z nią radę dał... Czego ona chce? na co ona czeka?

MAŁASZKA.
(przez sen).

Nie, Szmul, nie... tak ostawić sadyby nie można, po Julka iść trza. Idź Szmul! idź!...

LAWDAŃSKI.

Ot, sumienie ją je... To dziw... ona chyba we śnie tylko niby serce ma, bo tak na jawie to gorsza djablica, gorsza upiora. I Julka się nie bardzo zlękła; ot, stała jak kamień a tylko oczy się zieleniły...

MAŁASZKA
(przez sen z trwogą).

Nie! nie! tam ogień... prost rzeka ognia!... To ten smolak, co spadł i za mną się wlókł... Jakiś człowiek... Puść mnie... nie szarp... Kto ty? kto ty? (budzi się z wysiłkiem i, wpatrując się w Lawdańskiego, krzyczy). Lawdański!

LAWDAŃSKI.

Czego wrzeszczysz? dziecko zbudzisz. Kolację ci przyniosłem.

MAŁASZKA.

Czego się ty tu przywłóczysz? Ja tobie zakazała, ty psie jeden!

LAWDAŃSKI.

Ty ze mnie psa zrobiła, bo ja taki nigdy