tylko patrzeć i zagadać do niej... Hrabia też przystępu nie ma, bom sam słyszał, jak go odpędzała, ale żeby ja hrabią był, tożbym sobie z nią radę dał... Czego ona chce? na co ona czeka?
Nie, Szmul, nie... tak ostawić sadyby nie można, po Julka iść trza. Idź Szmul! idź!...
Ot, sumienie ją je... To dziw... ona chyba we śnie tylko niby serce ma, bo tak na jawie to gorsza djablica, gorsza upiora. I Julka się nie bardzo zlękła; ot, stała jak kamień a tylko oczy się zieleniły...
Nie! nie! tam ogień... prost rzeka ognia!... To ten smolak, co spadł i za mną się wlókł... Jakiś człowiek... Puść mnie... nie szarp... Kto ty? kto ty? (budzi się z wysiłkiem i, wpatrując się w Lawdańskiego, krzyczy). Lawdański!
Czego wrzeszczysz? dziecko zbudzisz. Kolację ci przyniosłem.
Czego się ty tu przywłóczysz? Ja tobie zakazała, ty psie jeden!
Ty ze mnie psa zrobiła, bo ja taki nigdy