Strona:PL Gabriela Zapolska - Utwory dramatyczne T. II.djvu/225

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

łaszka jest strasznie niedbałą; ale cóż dziwnego! wszyscy ją tak psują, zacząwszy odemnie. Czegóż-bo się dla dziecka nie zrobi! Ciekawa jednak jestem, jak jej smakować będzie chleb razowy, gdy do domu powróci?... Przecież raz musi na wieś wrócić, bo całe życie piastować Maniusia nie będzie. Oj, będzież jej wtedy ciężko! nie chciałabym być na jej miejscu. Dziecko śpi. Pójdę troszkę do swego pokoju i dokończę Ponson du Teraila. Zajmujący a powściągliwy — dobra szkoła! dobra szkoła!

(Wychodzi. Chwila pauzy).
MAŁASZKA
(przez sen rzuca się niespokojnie).

Nie chcę wracać! zapomniałam drogi... Ostawcie mnie tu... tu dobrze... dobrze...

LAWDAŃSKI
(wchodzi, niosąc na tacy kolację dla Małaszki. Stawia na stole, patrząc przez chwilę na uśpioną).

Codzień ładniejsza a dostać jej ani weź! ani się zbliż! Ot, przez nią na wieś nie wracam, tylko przy tym djabelskim hrabi siedzę i słuchać muszę, jak codzień nad ranem podchmielony wraca — a klnie, że znów się w karty zgrał... Oj, gdybym ja na jego miejscu był, to zdrowiabym nie szargał, pieniędzy nie marnował; a jakby mi takie szczęście (pokazuje na Małaszkę) pod bokiem było, tobym mu nie darował... O! nie darował!... Ona mnie wprost oczarowała, bo za nią chodzę jak cień! Ot, nawet jej służę, kolację sam przynoszę, aby