Strona:PL Gabriela Zapolska - Utwory dramatyczne T. II.djvu/144

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

bo jak mi na ręce padniesz — marna twoja dola!

LAWDAŃSKI
(posuwając się cło wyjścia).

Ot, pies chłopski ujada! Na łańcuch wziąć a rózgą smagać!

UŁAS
(j. — w.).

O! teraz nas nie smagać! Te dnie na marne przepadły, jak nas smagano... Tobie dziś baty dać, żeby aż to cienkie sukno spadło z twoich kości... ty!

(Lawdański wychodzi).
JULEK.

Ot, puścić, Ułasie! Co się srożycie, krwi waszej poprostu szkoda.

UŁAS.
(uspakajając się powoli).

Bo ty, Julek, nie wiesz jeszcze, jak to duszę rwie, kiedy się kogo miłuje a za tym kimś inny goni, ta odebrać tobie chce... (Małaszka wychodzi z chaty. Julek przystępuje do kołyski i otula dziecko w płachtę). Mnie on tak z Paraską robił a dziewka, choć się niby drożyła a przecież ślipia jej się czasem świeciły i czut czut nie stało się nieszczęście! Ale ja ich pilnował i upilnował. Paraskę zaswatałem i teraz ju-żem jej pewny. Ona na tego zbójnika ani spojrzy (ogląda się). Aly ty, Julek, baczenie miej, żeby ci Lawdański do żony nie zaglądał... Może być źle!...