Strona:PL Gabriela Zapolska - Utwory dramatyczne T. II.djvu/141

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
LAWDAŃSKI.

Kiedy z tobą, Małaszko, nijak końca nie dojdziesz, ani złością, ani dobrocią. Proszę — to śmiejesz się, grożę — to odpychasz. Powiedz, jak z tobą trza?

MAŁASZKA.

Jak ze mną trza? Czort wie jak! Co mi dziś powoli, to jutro idzie po niewoli. Dziś to miłuję a jutrobym złe ziele zwarzyła i struła. Już ja od małego taka. Jakaś siła zła we mnie jest i coś we mnie gore a tak jakby mnie rozerwać chciało na szmaty. Z wiosną, jak wyjdę w pole, to mnie w górę rwie a nocką spać nie daje. W sadybie mnie ani wysiedzieć a z pola gna do chaty. I tęsknica za czemś rwie duszę... Ach! Lawdański, ja nie wiem, co mnie jest, ale ja swoją śmiercią nie zginę; jaby chciała z tego sioła iść precz, gdzieś w dal, bez ustanowienia, tam gdzie jaśniej, przestronniej, gdzie od jedwabiu szeleści, korale dzwonią a ludu mnogość wielka, jak szarańcza! Szarańcza wprost! (prawie jak w gorączce). Ot tam, wiesz Lawdański, tam u nas we dworze było wszystko tak jak ja chcę, jakby mnie było w ład... i bogato i jasno i przestronno! Mnie tam zawieść! mnie tam, mnie tam!...

LAWDAŃSKI.

Szkoda, Małaszka, że ty się jaśnie panią nie urodziła. Byłabyś teraz panią hrabiną i w Warszawie na aksamitnych stołkach byś się rozsiadała. Szkoda wielka, że to właśnie ona a nie ty w taką dolę poszła...