Strona:PL Gabriela Zapolska - Utwory dramatyczne T. I.djvu/197

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

nie możesz. Powiedziałbyś znów jaką złą i niegodziwą rzecz, jak inne ludzie. To i lepiej, że gadać nie umiesz. No, no, pójdę ja na te deski. Może mi ten pan co zapłaci wieczorem, to se i nocleg znajdę. Śnieg pruszy już po Wysokim Zamku, w krzakach nocować nie mogę. Zmarznę jeszcze, abo co!

(Wstępuje na rusztowanie i nagle spostrzega Jana).
KAŚKA.

Jan!!!

JAN
(równocześnie).

Kaśka!!!

KAŚKA
(gorączkowo).

To ty... to wy... to pan Jan?... O!... jak mi serce wali, jak młotem! A to Matka Boska mi pana Jana zesłała teraz w tej mojej nędzy. Ja nie śmiałam tam przyjść pod bramę, choć nieraz nocami po ulicach krążyłam dokoła kamienicy. Pan Jan mnie zapomniał — prawda? Pan Jan też chciał się zemną zobaczyć — prawda? Panu Janowi też żal było zamną — co, prawda?

(Jan milczy).
KAŚKA
(nerwowo).

Pan Jan nic nie mówi? Dlaczego? O, niech Jan też do mnie dobrem słowem przemówi!