łeczeństwa. Naszych śniegowic nie możesz nakryć szlafmycą. Jakże dzikiego konia zamknąć do stajni i przykuć go do żłobu, pełnego najdoskonalszego owsa? Zerwie się z łańcucha, albo — jeżeli więzów zerwać nie będzie w stanie — zdechnie. Tak samo i nam nie swojsko by już było przy żłobach pełnych owsa.
Widać, że jadłeś wczoraj obiad!
Nie jadłem, ale go przepiłem w pierwszej lepszej knajpie. Ja tam nie umiem usiąść do stołu nakrytego obrusem i jeść przyzwoicie ryby widelcem. Oduczyłem się tego, a właściwie... nigdy nie umiałem.
Piszesz wszakże powieści, których historja dzieje się na wielkim świecie.
A intuicja, panie tego? Czy to się już nie liczy? Zresztą, pisze się najczęściej o tem, czego się niezna. To choroba chroniczna nas wszystkich literatów. Ale wracając do twego grooma — czemu ty go trzymasz, skoro nie masz zaco żywić?
Przyplątał się do mnie, raz gdy wracałem do domu, i zrobił na mnie wrażenie obłąka-