Strona:PL Gabriela Zapolska - Sezonowa miłość.djvu/82

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— To źle... dziecko powinno biegać, hałasować, krzyczeć — kozły wywracać.
— !!!
— Tak, tak!... ta panna rozsądna, powinna jak nic kozła fiknąć na trawie. Po to przecież ją tu pani przywiozła. Blade to, anemiczne... Niech lata po słońcu, niech się opali, niech parę razy nos zbije...
Tuśkę aż dusić zaczęło z oburzenia.
— Pan daruje, panie doktorze, ale moja córka jest w tym wieku...
Lekarz przerwał jej gwałtownie:
— W jakim wieku? To jest dziecko. Wy jesteście straszni, wy z miasta. Przywozicie nam tu starych maleńkich, zwiędłe przedwcześnie kwiaty i mówicie: »Doktorze, coś temu dziecku jest«. Ależ u dyabła — pewnie, że jest, i to bardzo dużo. A niema — najgłówniejszej rzeczy — niema nerwu życiowego, niema już siły... niema chęci do życia.
— ?
— Tak — tak... Ja pani ręczę, że gdyby się tej dziewczynki zapytać, czy się bardzo cieszy, gdy budzi się rano, ale zapytać umiejętnie, bo ma pozór bardzo skrytej natury, to przyznałaby, że albo jej to jest obojętne, albo woli spać... I to jest bardzo prosty sposób objaśnienia, że się niema ochoty do życia.
Tuśka nic nie odpowiadała, zła i zirytowana. Poco właściwie tu przyszła? Ten doktór powiedział jej, że jest zdrowa, że ma zupełnie silne płuca, a teraz zajął się Pitą i obniża powagę Tuśki w oczach córki. Każe jej krzyczeć, biegać, opalać się, wszystko to właśnie, czego Tuśka troskliwie dziecku zakazuje.
Postanowiła nie wracać więcej do tego lekarza. Dobre jej wychowanie jednak kazało jej wycofać się z gry bardzo dyplomatycznie.
— Postaramy się zastosować do wskazówek pana doktora — wyrzekła, kładąc na głowę Picie strojny kapelusz.
Ogarnęła szybkim wzrokiem ten śliczny pokoik, lśniący