Przejdź do zawartości

Strona:PL Gabriela Zapolska - Sezonowa miłość.djvu/65

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— E... daj mi spokój! Pies by z tobą tańcował polkę przez całe Planty, taka jesteś nudna.
— A ty ordynarny.
— Och!... jaka hrabina!...
Pita słucha pilnie, co mówią w tej grupie, i widocznie obraz psa tańczącego polkę przez Planty z tą śliczną i elegancką panną bawi ją w niezwykły u niej sposób.
Zaczyna się leciuchno uśmiechać.
Porzycki dostrzega ten śmiech.
— Widzisz!... — mówi do koleżanki — jesteś tak nudna, że ta śliczna panienka śmieje się z ciebie.
— To z ciebie.
— Nie, z ciebie.
Tuśka czuje, iż powinna wstać i iść z tej werandy, gdzie swoboda grona aktorów wciąga i ją i Pitę w swe zaczarowane koło.
— Chodźmy, Pita!
Z piersi Porzyckiego wydziera się jakby westchnienie:
— Szkoda!
Tuśka zabiera córkę i obie, przeprowadzone wzrokiem publiczności, schodzą ze schodków na ulicę. Tuśka chce wsiąść do furki, lecz widzi, iż Porzycki i dwie aktorki wstały i oparte o balustradę, przypatrują się ich odjazdowi.
Siada więc do dorożki, licząc mimowolnie, ile wydała dziś na teatr, herbatę, dorożki. Siada jednak z gracyą.
To samo czyni i Pita.
Góral machnął lejcami, konie szarpnęły z miejsca, dorożka stęknęła i zarehotała, jak całe stado rozjuszonych żab.
Aktor Porzycki wionął ku odjeżdżającym dość elegancką »panamą«. — Tuśka bezwiednie oddała mu ukłon.
Pita w tej chwili także pochyliła główkę.
I obie jadą teraz przez ciemne Krupówki, poznaczone tylko po bokach, gdzieniegdzie, jasnością oświetlonych werand i okien.
I obie mają jakieś rozjaśnione i zadowolone miny.