Strona:PL Gabriela Zapolska - Sezonowa miłość.djvu/325

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wiekiem... córka z nimi! Do grupy ich przyłącza się Markowska, dwóch jeszcze artystów i jakiś nieodzowny dekadent z włosami, rozdzielonemi po cudacku i z twarzą w sekrecie natartą tłustym pudrem. Jest to pan, noszący się z zamiarem napisania dwóch sonetów i nie chcący w żaden sposób zrozumieć, że jest już bardzo, ale to bardzo niemodny. Wszyscy przechodzą z szumem, szelestem i śmiechem przez salę i wchodzą do restauracyi, gdzie czynią sensacyę. Na jednem z krzeseł, przy stoliku, zarezerwowanym dla Porzyckiego, powieszono wieniec, i publiczność patrzy ciągle na pęk kwiecia, związanego blado-zieloną wstążką, zdobiący koło bobkowych liści.
Tuśka idzie do stolika, jak przez rózgi. Czuje, iż popełnia rzecz wysoce niewłaściwą i nie jest w stanie oprzeć się, aby jej nie spełnić.
Siada wreszcie, pomiędzy Porzyckim a Pitą, która rozszerzonemi nozdrzami pije formalnie nieznaną jej a podniecającą atmosferę restauracyjnej, kolacyjnej sali. Na stole pojawia się alasz i kanapki. Wszyscy piją, mówią głośno, wesoło, śmieją się z byle czego. Ich stolik jest point de mire całej sali. Obie kobiety piękne, strojne, śliczne białe dziecko, szykowni, pewni siebie mężczyźni, kwiaty, sfera artyzmu, w której się pławią, to wszystko wyróżnia ich korzystnie wśród tłumu. Czują to i są radzi. Biorą pełną garścią, co im życie niesie wesołości i odurzającej woni. Powoli — i Tuśka czuje się porwana. Dobre wino, dowcipne słowa, rzucane, jak kwiaty na corso, spojrzenia pełne ognia, muzyka, dolatująca z sali, a głównie obecność Porzyckiego, który otacza ją ciągłymi, nadzwyczajnymi względami, upajają jej zgłodniałą podobnych wrażeń naturę. Zdaje się jej, że ktoś postawił przed nią pełną czarę rozkoszy i że ona ma prawo poić się z niej i zaspakajać swoje pragnienie według woli. W połowie kolacyi odrzuca wszystkie skrupuły. Co znowu!... wydają się jej śmiesznymi wyrzuty, jakie miała w chwili, gdy szła na kolacyę.
— Przecież to nic złego — myśli, zasłaniając się swoją zwykłą formą — zjeść kolacyę, pośmiać się; wszyscy tak robią!...