Strona:PL Gabriela Zapolska - Sezonowa miłość.djvu/31

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

jej istnienie sprzęgli ze swojem. Siebie tylko samej nie bada, nie wsłuchuje się w nic swego, bo nie wie, jak się do tego zabrać. I tamtych innych nie sądzi głębokością, odpowiednią do ich bolów, lub chwil zadumy.
Przedstawia ich sobie w fazie spokoju i równowagi. Stąd ma wrażenie, że wszystko dokoła niej było w życiu w porządku dla innych, i że nic nie wykraczało poza ramy ściśle określonego rozumnego postępowania.
Ten »rozum« zdawało się Tuśce, że jest jej zasługą i że to ona swoim taktem daje nutę dominującą całemu otoczeniu.
Nigdy tak nie odczuwała tego, jak obecnie, gdy oddaliła się od owego »wnętrza«, przy ulicy Wareckiej.
Dawniej zdawało się jej, że ów rozumny ton domu wypływa z układu faktów, które, piętrząc się, utworzyły ich wspólne życie. Obecnie starała się doszukać przyczyny i od razu tę przyczynę ujrzała i uświęciła siebie, nie badając, czy rzeczywiście miała na to dość siły, a jeśli ją miała, skąd siła ta pochodziła właściwie.
Spojrzała na córkę i utwierdziła się w tem przekonaniu. To grzeczne dziecko, patrzące tak spokojnie w okno, było bezwarunkowo »rozumne«. Pita siedziała, jak dorosła kobieta, prościuchna, milutka, złożywszy nóżki w śliczną linię, tak, jak siadają baletniczki w chwilach odpoczynku. Siedziała tak całymi dniami, nie męcząc matki, nie pytając o nic, wpatrzona w rozmokły przed oknami las maluchnych świerków, wystarczająca sobie, czy udająca doskonale to wystarczanie.
W każdym razie rozumna.
Tuśka powróciła znów wzrokiem do nędznego ognika, który powoli przygasał zupełnie we wnętrzu pieca.
Jeżeli wszystko było »rozumne« w jej życiu, to były przecież te drobiazgi, te kwestye pieniężne, które nie szły tak, jak ona sobie życzyła. Wprawdzie nigdy nie było owych śmiesznych walk, owych »Potrzebuję, musisz mi dać więcej«, bo na tem byłaby ucierpiała atmosfera wysokiej uprzejmości, w jakiej się pławiono, ale braki przykre, po-