Strona:PL Gabriela Zapolska - Sezonowa miłość.djvu/264

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

był trzeźwy. Gdzie chodził? — Z kim spędził wieczór? Nie mogła się go spytać. Bała się po prostu. Gdyby jej z dawną otwartością powiedział, że bawił się w gronie koleżanek i kolegów, czuje, że wybuchnęłaby płaczem. A wtedy — musiałoby dojść do wyjaśnienia sytuacyi.
I...
Naturalnie Tuśka ani na chwilę nie przypuszcza możliwości jakiegoś ostatecznego upadku, ale jeśli on w tem rozżaleniu jej wyczyta to, co się w niej dzieje, będą musieli wybrać jakieś modus vivendi dalsze. A kto wie, w co się to obróci! Cały czar może pryśnie wobec tego, że ona nie jest wolna...
W południe następnego dnia wchodzi do niej Porzycki blady jakiś — znudzony. Chłodem powiało od niego nagle. Tuśka odrazu to odczuła.
Nie spojrzał nawet na jej fryzurę, która dnia tego była piękniejsza i staranniejsza, niż zwykle... Zajął się poprawianiem rysunku Pity, która mozoliła się przy stole nad arkuszem papieru.
Tuśka owinęła się w szal i usiadła przy piecu, w którym skwierczało parę szczap drzewa.
Milczenie zaległo izbę.
Mimowoli Tuśka przypomniała sobie te pierwsze dnie, które przeżyła z Pitą w Obidowskiej chałupie.
Tak samo deszcz lał, wiatr wył i drzewo skwierczało w piecu.
Tylko jego w tej izbie nie było.
Zamyka oczy, chce zapomnieć o jego obecności. Napróżno — serce się w niej kołace, w gardle ją ściska, nerwy ją szarpią.
Wreszcze słyszy jego głos:
— A no!... Już i mnie odkopali. Jak mnie wczoraj u Płonki obsiedli, musiałem im przyrzec, że wezmę udział w jakiemś tam przedstawieniu. I to wymęczyli na mnie, że grać coś będę. Szczęściem, że była i Sznapsia w cukierni — więc pomyślałem zaraz o niej...
— I... będziecie grali razem?
— Tak! może się co wybierze.