Strona:PL Gabriela Zapolska - Sezonowa miłość.djvu/265

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Tuśkę ogarnęło uczucie zazdrości. Zaczną się próby, schadzki, narady. Przypomną sobie dawne czasy, kiedy grywali wspólnie. Niegdyś Porzycki powiedział, że nic tak nie wiąże aktorów, jak właśnie ta wspólność scenicznych desek.
Dlatego to Tuśka podsuwa Porzyckiemu projekt monologu, ale on odrzuca i upiera się stanowczo przy sztuce.
— Coś z Musset’a. Są bardzo ładne jego »prowerby« w jednym akcie.
Tuśka powstaje z krzesła. Zaczyna chodzić po pokoju, nie może sobie po prostu znaleźć miejsca.
Porzycki siedzi koło Pity, która odsuwa się od niego o ile można najdalej. Tuśka patrzy na aktora. Jest osowiały, patrzy przed siebie — papieros przylgnął mu do ust.
W Tuśce zazdrość gra z coraz większą siłą. Widział się wczoraj ze Sznapsią. Kto wie, co pomiędzy nimi było. Dlatego jest dzisiaj dla niej taki obojętny.
Jeżeli widywać się będą codziennie, wszystko się zerwie. Ona to wie, ona to czuje, rozumie. I ogarnia ją prawie rozpacz. Zdaje się jej, że życie się dla niej skończy i ogarnia ją przerażająca pustka. Traci poczucie taktu i miary. Spogląda na chwilę w stronę Pity, waha się — wreszcie wychodzi szybko do drugiego pokoju.
— Panie Porzycki! — woła zmienionym głosem.
Porzycki zdziwiony ma także chwilę wahania. Także spogląda w stronę Pity, ale dziewczynka uparcie patrzy na rysunek, tak, jakby jedynie interesowała się chałupą z »pazdurem«, którą narysowała przed chwilą.
Porzycki wsuwa się do pokoju, z którego drzwi wychodzą na werandę.
— Służę pani!
Drzwi nie przymyka i to Tuśkę pozbawia śmiałości, decyduje się jednak na wszystko. Przez zęby, zasłaniając pół twarzy szalem, wymawia szybko zmienionym głosem:
— Ja... nie chcę... żeby pan grał z tą panią!
Porzycki podnosi głowę. Przez chwilę patrzy w jej oczy. Odczytują się wzajemnie. Ogarnia ją nerwowe drże-