Przejdź do zawartości

Strona:PL Gabriela Zapolska - Sezonowa miłość.djvu/251

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Do kogo?
Ku Tuśce zwrócony świstek, napis, ołówek. Bierze depeszę i cała drży z trwogi, że mąż oznajmia jej dzień, w którym czekać na nią będzie.
Czuje na sobie utkwiony wzrok Porzyckiej. Podpisuje pokwitowanie i otwiera wolno depeszę.
Czyta.
Opływa ją rumieniec radosny. Na twarzy jednak niema, oprócz tego rumieńca, żadnej zmiany.
Powściągnęła się w dobrą chwilę.
Depesza zawierała tylko kilka słów:

»Zostańcie jeszcze. Pieniądze i list wysyłam.
Żebrowski«.

Tuśka podnosi oczy od depeszy i spotyka się ze źrenicami Porzyckiej.
W jednej chwili wyczytuje w nich, jaką trwogę czuć musi ta kobieta na myśl, iż oni dwoje pozostaną sami po jej wyjeździe.
— Od męża — mówi niedbale. — Każe mi czekać na list.
— A!...
Porzycki pali dalej papierosa i asystuje tej scenie niemy i jakby obojętny. Tylko mu coś tam w głębi źrenic migoce, jakby jakaś ukryta iskierka.
Tuśka składa telegram i zasuwa go za pasek, który przytrzymuje jej bluzkę.
I od tej chwili rozpoczyna się manewr Tuśki, aby pozostać sam na sam z Porzyckim. Zaczyna udawać, iż jest jej chłodno. Porzycki ofiarowuje się przynieść jej rotundę i biegnie do pokoju. Zaledwie znikł we drzwiach, podnosi się Tuśka i woła:
— Ależ nie, lepiej żakiet!
I szybko wybiega za nim, już w biegu wydobywając telegram z za paska.
Zapominają, iż drzwi od werandy są szklane i firanka uchylona. Porzycka, siedząca naprzeciwko drzwi,