Strona:PL Gabriela Zapolska - Sezonowa miłość.djvu/23

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Musiała mu gestem wskazać, gdzie były papierosy. Zapalił, a teraz chodzi znów lekko, skrzypiąc nowemi prawdopodobnie butami.
Łkania kobiety przycichają zwolna.
Tuśka siada, przytulona do rogu kanapy, i słucha.
Równocześnie wyobraża sobie i ją i jego tak dawniej sobie blizkich, tak bardzo blizkich.
A i to trzecie pomiędzy nimi, ta mała dziewczynka, pielęgnowana przez francuską guwernantkę i żywiona kosztem kogoś nieznanego...
To dziwne być musi uczucie, straszne i pełne grozy, kazać żywić dziecko cudze...
To musi być pełne grozy i wielkiego wstrętu do samej siebie w czasie takich bezsennych długich nocy.
Taki płacz wtedy musi chwytać za gardło, jak ten, który dogorywa tam, za drzwiami w sąsiednim numerze.
Lecz, jeśli się ma przed sobą tego, który jest sprawcą tej pełnej grozy sytuacyi, gdy mu można wypluć w oczy całą prawdę i spalić serce łzami...
Wtedy się to wszystko mówi, wtedy się to wszystko rzuca prosto w twarz tak szczelnie oblepioną maską obojętności i nie »brania nic na seryo...«
Tuśka czeka, co będzie dalej. Zdaje jej się, że czyta jakąś powieść, że za chwilę odwróci kartę i rozpocznie się rozdział, pełen siły i namiętnej nienawiści, że ta kobieta będzie tą zbiorową kobietą, powstającą z całym majestatem przeciw majestatowi siły obojętności mężczyzny. Dyszy tam od tej końcowej walki dwóch płci, tej jedności rozerwanej i żądnej połączenia.
Od Pomyłek aż drży i jęczy w przestworzu. Błądzą i mylą się ciągle w poszukiwaniu jedności. W spotkaniach i próbach powstają nowe życia, lecz najczęściej to nie harmonijne właśnie zlanie się dwóch istot w trzecią jedną, to ten dysonans, ta walka, to rwanie się i ujadanie, rozpaczliwie uwięzione w nowej, nieszczęsnej istocie...
Tam, daleko, w łodzi, mała dziewczynka, zgrabniuchna figurka o zdziwionych i trochę mętnych źrenicach