Strona:PL Gabriela Zapolska - Sezonowa miłość.djvu/227

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

W pierwszej chwili Tuśka nie dostrzega nic, prócz jakichś sprzętów, ciemniejących po kątach. Powoli oczy jej przyzwyczajają się do tego cienia. Widzi już sosrąb i wyrzynane belki. Czarne wgłębienia gwiazd znaczą się na brunatnem tle drzewa. U nóg Tuśki wala się prześliczny czerpak.
Bibulane, czerwone róże pokryły rzeźby ścienne. Tu i owdzie mech zakwita wśród szczelin.
Pachnie tu jaskinią ludzi pierwotnych, rozwłóczy się zwierzęcość i zarazem jakaś piękna prostota dusz, gnających ku łączeniu linij, w zajrzane w gwiaździste noce błyszczących widm kształty, lub pochwytanych na futra serdaków płateczki śniegowe, przywiane od wichrów, od hal.
A może wzorami im są te cudowne kwiaty, które mróz po szybach w księżycowe noce tchnieniem swojem rzeźbi?
A może...
Gaździna dojrzała Tuśkę i zwróciła się ku niej:
— Cego fcom?
Tuśka na razie nie odpowiadała.
Błądziła po tej chałupie, gdzie dokonywały się także życia ludzkie, gdzie cały odrębny jakiś świat zbił się w miazgę faktów i stamtąd objawami uzewnętrzniał się i wypowiadał swój rozwój innym takim światom.
Pod ścianą łóżka narzucono trochę betów, trochę słomy. Kołyska na sznurach, dawno nieużywana, pusta, wyschła...
I te czerwone róże dziwne, wykwitłe pożogą, wśród ścian zczerniałych.
Pod niemi, na jednem z łóżek, zwalony w bety Józek Obidowski śpi z twarzą do góry podaną.
Ukośne światło z okna pada na jego usta purpurowe, kalinne policzki, czarne łuki brwi na białem, niespalonem czole.
Róże nad nim kwitną.
Róże na tle ciemnej ściany.