Przejdź do zawartości

Strona:PL Gabriela Zapolska - Sezonowa miłość.djvu/198

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Pita uśmiecha się ku nim przyjaźnie. Porzycki z przedziwną intuicyą zgaduje, że dziecko ma w swej duszyczce umiłowanie naturalnego Piękna i kilku rzuconemi słowami, jak kielich kwiatu, ku słońcu serce dziecka otwiera.
— Góry niestraszne? prawda Pito — zapytuje wreszcie, zasypując sukienkę dziecka gwiazdami cykoryi.
Pita bowiem przyznała mu się, że boi się gór, że ją przygniatają surowością swoją.
Przez kwiaty, przez trawy, przez ich woń świeżą i upajającą, zaznajamia się Tuśka i Pita z górami w ten poranek słoneczny. I znajomość ta powoli przenikać je zaczyna nieznanem a ciepłem uczuciem.
Całe gamy liliowych i fioletowych barw grają w zieleni traw. Pękami zwisają gencyany o lancetowatych liściach. Lękliwie różowe gwoździki mięszają się w fiolet poważny i niemal żałobny. Kielichy naparstnic, podłużne szuwary pokrywają płachty białych rumianków.
I wszystkie te bogactwa kwiatów oplatają gałęzie wijących się lian, które biegną ku białym dnom potoków, szemrzących srebrami na dole wapiennych łożysk
Tu i owdzie, jakby studnia głęboka, obramowana masą szczawiu, to srebrzy się, to czernieje ciemną zielenią wody.
Tuśka, wsunięta w głąb powozu, co chwila spotyka oczy Porzyckiego. Zarzucona także masą kwiatów chłodzi niemi rozpalone usta i kryje poza nie ciągłe rumieńce, na twarz jej bijące. Nie chciała myśleć, że jutro, już cała ta wycieczka stanie się tylko wizyą, minionym snem. Z całą rozkoszą zanurzała się w teraźniejszość, pełną jakiegoś rozmarzenia i wielkiej słodyczy. Nie poznawała siebie. Czuła, iż w tej chwili staje się przystępną dla wielu rzeczy, które przedtem dla niej nie istniały. Gwiazdy złotogłowia pieściły jej wzrok i duszę. Widziała, jak Porzycki delikatnie dotykał się atłasowych liści, jak wpatrywał się z lubością w ich nadzwyczajne barwy. I ona zaczynała rozumieć piękno kwiatu i rozkosz, jaką w tem zrozumieniu znaleźć można. To była jedna z wielu tych rzeczy drobnych, a pięknych, koło których przechodziła wyniosła, obojętna. Za-