Strona:PL Gabriela Zapolska - Sezonowa miłość.djvu/161

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Uroczysta była, zadumana i jakby przez anioły niesiona.
Wyszła na dziedzińczyk, podniosła rękę, popatrzała na drogę, skąpała się w słońcu i stała tak, patrząc głębią czarnych źrenic na smereki, dyszące żarem.
Porzycki natychmiast ją dostrzegł.
— Dzień dobry, gaździno! Gdzie Józek?
— Śpi... — odparła Obidowska.
I nagle, spotkawszy się ze wzrokiem aktora, roześmiała się szczerze, serdecznie, młodo.
Uśmiech ten rozświetlił ją nagle tak, jakby kto wewnątrz jej istoty rozpalił wielką, cudownie płonącą lampę.
— A cóżeście dziś taka piękna? — rzucił znów ku niej aktor.
Ona roześmiała się jeszcze milej i bez słowa odpowiedzi cofnęła się w głąb chaty.
— Co jej się dziś stało? — spytała Tuśka — czy to dla niej jakie święto?...
— Nie — ale po kłótni nastąpiła zgoda i to ją tak wypiękniło. Widzi pani, miałem racyę, mówiąc, że zakochani powinni się jak najczęściej kłócić...
Twarz jego przybrała wyraz rozbawionego dziecka.
— I pani, żeby się częściej kłóciła z mężem, toby nie potrzebowała używać różu...
— Ja się nie różuję.
— Bajki, prześwietny sądzie. Mnie na to pani nie weźmie.
— Ja panu ręczę, że ja się rumienię naturalnie.
— Tak — gdy się pani rumieni. I to jest śliczne, ale nie wtedy, gdy się pani różuje, a to jest brzydkie. O! teraz pani się rumieni i jest pani prześliczna.
Rzeczywiście Tuśka oblała się łuną. Uszy, szyja, ręce, całe różowe były, jak jutrzenka.
— Niech się pani nie odróżowia — mówił Porzycki. — Tak miło patrzeć na zapłonioną kobietę... Tylko...
— Tylko — co?
— Tylko, dlaczego pani nie ubiera się czarno? To byłoby pani bardzo do twarzy. Jedynie czarno ubrana ko-