Strona:PL Gabriela Zapolska - Menażerya ludzka.djvu/191

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— To... on? — zapytał cichym, ledwie dosłyszalnym głosem.
Na twarz kobiety wystąpił rumieniec.
— Wyjść... proszę! — powtórzyła przyciszonym głosem.
Seweryn patrzał wprost już w twarz chłopca, który, odstąpiwszy od łóżka, znalazł się pomiędzy nim i matką, a wsadziwszy ręce w kieszenie od kurtki, łydki wygiął, pierś naprzód podał i z uśmiechem na Seweryna spoglądał.
I był to on! on sam w zmniejszonym formacie, on — egoista, on — samolub, on — brutalny samiec tyranizujący wszystko! Kukułcze pisklę zagarnęło gniazdo dla siebie, rozpierając się w niem z zuchwałością bękarta...
W oczach kobiety szkliły się łzy, głowę oparła o ramę drzwi i ponuro patrzyła przed siebie.
Seweryn machinalnie rękę ku dziecku wyciągnął.
Sięgnął jak po swoją własność, zapominając, że w nikczemnym egoizmie swoim stracił prawo do istoty spłodzonej