Strona:PL Gabriela Zapolska - Menażerya ludzka.djvu/129

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

W progu kościelnym ukazuje się drużba w świecącym cylindrze i jasnem palcie narzuconem na ramiona. Dumny jest i wąsy ma podfryzowane żelazkiem fryzyerskiem. Stojąc w progu kościoła ogarnia jednym rzutem oka całą przestrzeń. Mrużąc oczy, zda się chce policzyć świece płonące na ołtarzu, poczem szybko, zaaferowanym krokiem przebiega wązkie przejścia pozostawione wśród tłumu.
— Drużba! drużba! — szemrze tłum, popychając się i wyciągając szyje za znikającym we drzwiach zakrystyi mężczyzną.
Znów nowy napływ ciekawych tłoczy się pomiędzy bocznemi filarami kościelnej nawy. Pełno już jest i gwarno, kobiety półgłosem powtarzają sobie plotki o rodzinie panny młodej. Plotki te wyrastają z pod ziemi; służą do zabicia czasu i skracają nudy oczekiwania.
Koło drzwi wchodowych słychać przyciszone uśmiechy. Jakiś żartowniś opowiada dziwy o samej pannie młodej.