Strona:PL Gabriela Zapolska - Menażerya ludzka.djvu/126

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Nieszpory się skończyły, lecz świece przy wielkim ołtarzu gorzały wciąż, oblewając żółtym, migocącym blaskiem zczerniałe płótno, z którego bieliło się ciało Jezusa zawieszonego na krzyżu.
Pomiędzy „wiernymi“, przepełniającymi lakierowane ławki, zapanował ruch i ożywienie wielkie.
Jedna „siostra“ — zapytywała drugą — dlaczego nie gaszą świec, skoro już wszystkie piękne pieśni zostały wyśpiewane.
— Zdaje się ślub jeszcze będzie — doszedł szept z ławek zajmowanych przez mężczyzn.
Kobiety wdzięcznie pochyliły głowy.
— Dziękujemy! dziękujemy! — a czyj!
— Subiekta z cukierni i córki kolejnika!
Wszyscy zaszemrali zadowoleni.
Warto zostać, taki ślub, to już parada. Kolejarze wiadomo, lubią wszystko z pompą — a taki subiekt z cukierni to „osoba“.