Strona:PL Gabriela Zapolska - Żabusia. Dziewiczy wieczór.djvu/110

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Mysia. Od wczoraj jestem wdową!

Wisia. A ja właśnie mam iść za mąż za chłopca z cukierni. Będę jadła same ciastka na obiad i będe się myła orszadą (po chwili zeskakują). Schowajmy się!

Mysia. Gdzie?

Wisia. Pod suknię!

(Włażą pod tren sukni, wbiega Tosia).

Tosia. Mama kazała przynieść sobie mój dzienniczek. Co to ten ślub! Nigdy mama mnie się nawet o dzienniczek nie pytała (wyjmuje z biurka dzienniczek, przybiegając do sukni). Ty moja sukienko, jakie ty mi niespodzianki odkryjesz?...

(Obie dziewczynki z dwóch stron wychylają główki z pod sukni wołając: a ku-ku! Tosia śmiejąc się wybiega i wchodzi do pokoju Lunia. Mysia i Wisia biegną do kanapy).

Lunia (podrastająca panienka, ubrana biało, trochę niezgrabna, czerwieni się co chwila). Jak się masz, Mysiu! dzień dobry, Wisiu!

(Wbiega Ziunia, ubrana biało z wielką kokieteryą).

Ziunia. Dzień dobry, Luniu. Co tu robisz z temi dzieciakami, siadaj tutaj — a wy idzie sobie dalej. Co to jest rozsiadać się po kanapach? Także!...

(Spędza Mysię i Wisię, które idą trochę dalej).

Lunia.. Jaka jesteś dzisiaj ładna, Ziuniu.