Strona:PL Gabriela Zapolska - Żabusia. Dziewiczy wieczór.djvu/054

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Żabusia. Tu zawsze Rak w tem fotelu czyta swoje gazety a te fiołki to mi babcia i dziadzio przynieśli tydzień temu wieczorem... kiedy wróciłam do domu po widzeniu się z Tobą.

Julian. Aha!...

(Chwila milczenia).


Żabusia. To fotografia... to Nabuchodonozor jak miał osiem miesięcy.

Julian. Widzę.

(Chwila milczenia).


Żabusia. Ładnie tu?

Julian. Ładnie.

Żabusia. E! bo może tak mówisz, żeby mi zrobić przyjemność.

Julian. Nie, daję słowo... ładnie.

Żabusia. A tu na balkonie mam kwiaty — o! śliczne oleandry... (zbliża się do okna, Żabusia odskakuje i odciąga Juliana). Schowaj się!

Julian. Co się stało?

Żabusia. Mój mąż!...

Julian. Masz tobie!

Żabusia. Uciekaj...

Julian. Którędy?

Żabusia. Przez kuchnię... (dzwonek). Za późno!... na balkon!...

(Wypycha go na balkon, do pokoju wchodzi Bartnicki i Marya).