Przejdź do zawartości

Strona:PL Gabriela Zapolska - Żabusia. Dziewiczy wieczór.djvu/046

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Żabusia. Ja także...

Maniewiczowa. A... tak?

Żabusia. Jak Babcię kocham. (Pauza).

Marya podnosi się i nie odrywając oczów od książki wychodzi do pokoju dziecka. Maniewiczowa i Żabusia patrzą na siebie i wybuchają śmiechem).


Żabusia. Uważałaś?

Maniewiczowa. Naturalnie. E! mniejsza z tem, co mi to chciałaś powiedzieć?

Żabusia (przysuwając się). Ale nie powiesz nikomu?

Maniewiczowa. Nikomu!

Żabusia. Zaklnij się, że jak nie wiem co, nikomu nie powiesz...

Maniewiczowa. No, nie nudź... a powiedz!

Żabusia. Wiesz... Julian tu dziś przyjdzie...

Maniewiczowa. Tutaj? wszakże mi mówiłaś, że nie wie kto jesteś...

Żabusia. Naturalnie, że nie wie i w tem cały szyk!

Maniewiczowa. Ale skoro tu przyjdzie, to się dowie.

Żabusia. Właśnie że nie i w tem polega rzecz cała. Dał mi słowo honoru, że nie spojrzy na listę lokatorów i nigdy nie będzie się starał dowiedzieć u kogo był.