Przejdź do zawartości

Strona:PL G de Maupassant Widma wojny.djvu/76

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Siadano właśnie do stołu, gdy zjawił się pan Follenvie i zaflegmionym swym głosem obwieścił:
— Oficer pruski zapytuje pannę Elżbietę Rousset, czy nie zmieniła jeszcze swego zdania.
Gałka łojowa znieruchomiała i zbladła; nagle oblała się szkarłatnym rumieńcem wpadła w taką złość, że nie mogła wymówić słowa. Nareszcie wybuchła:
— Powiedz pan temu łajdakowi, temu dudkowi, tej świni pruskiej, że nigdy się nie zgodzę. Słyszałeś pan, nigdy, nigdy, nigdy!
Gruby gospodarz wyszedł. Wówczas całe towarzystwo otoczywszy ją, poczęło się dopytywać, nalegać by odsłoniła tajemnicę, widocznie pozostającą w związku z jej bytnością u oficera. Z początku się opierała, lecz wkrótce w uniesieniu rozpaczy wykrzyknęła:
— Czego chce? Czego on chce? Chce ze mną spać!
Nikt nie czuł się dotknięty dosadnem wyrażeniem, tak głęboko byli wszyscy oburzeni bezczelnością Prusaka. Cordunet trzasnął swą szklanicą w stół, że się rozbiła. Powstał jeden krzyk oburzenia, jeden poryw gniewu przeciw temu podłemu żołdakowi, uczucie buntu zjednoczyło wszystkich obecnych, jak gdyby każdy z osobna miał złożyć część ofiary, żądanej od tej kobiety. Hrabia oświadczył z obrzydzeniem,