Przejdź do zawartości

Strona:PL G de Maupassant Widma wojny.djvu/27

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

zapasy żywności ogromnymi kawałami szły do jego żołądka, rozdymając po drodze gardziel. Niekiedy przerywał sobie, dławiąc się omal. Wówczas brał dzban z jabłecznikiem i przepłukiwał swój kanał pokarmowy, jak się przepycha zatkaną rurę.
W ten sposób opróżnił wszystkie talerze, wszystkie półmiski i wszystkie butelki. Obżarłszy się i opiwszy do syta, do zbydlęcenia, czerwony, wstrząsany czkawką, z umysłem zamglonym i napęczniałą gębą, rozpiął mundur, ażeby odsapnąć swobodniej, niezdolny zresztą do poruszenia się z miejsca. Powieki zaczęły się zwierać, myśli plątać, czoło ociężałe położył na rękach skrzyżowanych na stole i w słodkiem upojeniu stracił świadomość rzeczy i zdarzeń.


∗             ∗

Blednący sierp księżyca z za drzew parku rzucał niewyraźne światło na cały horyzont. Była to owa chłodna godzina, poprzedzająca dzień.
Po gęstwinie snuły się jakieś cienie liczne a nieme; niekiedy w promieniu światła księżycowego połyskiwało ostrze stalowe. Cichy zamek czernił wielką sylwetką. Dwa tylko okna na parterze były oświetlone.
Wtem jakiś grzmiący głos zawył:
— Naprzód chłopcy, do szturmu!