Przejdź do zawartości

Strona:PL G de Maupassant Widma wojny.djvu/139

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

aby tam poszukać schronienia, gdyż okolica pod walami nie była zbyt nęcącą.
Urzędnik pełniący służbę na dworcu zdziwiony i zaspany, pozwolił im w poczekalni oczekiwać dnia.
Tam usiedli po ciemku na zielonej kanapie nazbyt przestraszeni, aby módz myśleć o spaniu.
Noc im się dłużyła. O wpół do siódmej usłyszeli, ze bramy już są otwarte i że można udać się do Antibes.
Ruszyli w drogę, ale już nie znaleźli porzuconych przez siebie w strachu na gościńca bagażów.
Gdy ciągle jeszcze dręczeni niepokojem, przekroczyli bramę miejską, wyszedł naprzeciw nich sam komendant Carmelin, złożył im grzeczny ukłon i usprawiedliwił się uprzejmie, że im tak przykrą noc musiał zgotować. Ale przeciw rozkazom wojskowym nic zdziałać nie można.
W całem Antibes umysły były poruszone. Mówiono o projektowanym jakoby napadzie Włochów na miasto, o wsadzaniu na okręt jakiegoś młodego suwerena, inni znowu mówili o orleanistycznem sprzysiężeniu.
Dopiero znacznie później dowiedziano się prawdy, gdy się rozeszła wieść, że batalion komendanta Carmelina daleko przeniesiono i że on sam otrzymał surową karę.