Przejdź do zawartości

Strona:PL G de Maupassant Silna jak śmierć.djvu/141

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Gdy Bertin żegnał panie u wyjścia, hrabina spytała szeptem:
— Więc przyjdziesz dziś wieczorem?
— Rozumie się.
Wrócił na wystawę, by z artystami porozmawiać o wrażeniach dnia.
Malarze i rzeźbiarze, ugrupowani koło posągów, przy bufecie, wreszcie tu i owdzie, dysputowali jak co roku z tejsamej okazji, podtrzymując lub zwalczając te same poglądy, temi samemi posługując się argumentami, wobec dzieł niemal takich samych. Olivier, który zazwyczaj brał żywy udział w tych dysputach, znany z ciętych odpowiedzi i zręcznych ataków, dumny ze swej sławy bystrego teoretyka, i dziś starał się wprawić w werwę, lecz odpowiedzi, które dawał przez przyzwyczajenie, taksamo go nie zajmowały jak zdania przeciwników; miał ochotę odejść, nie słuchać dłużej, z góry wiedząc, co ktoś ma do powiedzenia w tych przestarzałych kwestjach sztuki, której wszystkie oblicza doskonale mu były znane.
Lubił jednak te sprawy, a dotychczas lubił je prawie wyłącznie; dziś jednak czuł się dziwnie zdekoncentrowanym tem roztargnieniem lekkiem a uporczywem, co niby drobna troska, prawie że nieuchwytna wnika nam w myśl jakby cierń utajony, cokolwiek by się przeciw temu mówiło lub robiło.
Zapomniał nawet o swych obawach co do obrazu wystawionego, całkowicie pochłonięty irytującem zachowaniem się markiza wobec Anetki. Co go to zresztą