Przejdź do zawartości

Strona:PL G de Maupassant Silna jak śmierć.djvu/127

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

rzał żarciki znane i sam je komponował na zawołanie. Malarz zaś raz po raz spoglądał na wskazówkę zegara, dobiegającą północy. Hrabina to zauważyła, zrozumiała, że chce z nią pomówić i z tym talentem kobiety światowej, umiejącej za pomocą lekkich odcieni zmienić odrazu ton i atmosferę salonu, bez jednego słowa dając do poznania, że należy zostać lub odejść, pozą swą, miną, wyrazem nudy w oczach, roztoczyła w okół siebie nagły chłód, jak gdyby na oścież otworzyła okno.
Musadieu odczuł ten wiew chłodny, mrożący mu myśl i nie zdając sobie sprawy czemu, uczuł chęć pożegnania się i odejścia.
Bertin ze względu na dobry ton, poszedł za jego przykładem. Obaj mężczyźni wychodzili razem, minąwszy dwa salony w towarzystwie hrabiny, rozmawiającej z malarzem. Na progu przedpokoju zatrzymała go, żądając jakiegoś wyjaśnienia, gdy Musadieu przy pomocy lokaja wkładał palto. Wobec tego, że hrabina wciąż jeszcze rozmawiała z malarzem, inspektor Sztuk Pięknych, zaczekawszy parę sekund u drzwi, otworzonych przez drugiego lokaja, zdecydował się wyjść sam, nie chcąc czekać dłużej obok lokaja.
Drzwi się cicho za nim zawarły, a wówczas hrabina z całą swobodą zwróciła sie do malarza:
— Czemu właściwie odchodzisz tak rychło? dopiero północ. Zostań jeszcze na chwilę.
I oboje wrócili do saloniku.
Zaledwie usiedli, wykrzyknął: