Przejdź do zawartości

Strona:PL G de Maupassant Piotr i Jan.djvu/96

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

na którym stała lampa, haftowała, dzierga znaczyła bieliznę.
Dziś wieczór rozpoczynała jakąś robotę, į znaczoną do pokoju Jana. Było to wyszywanie trucdne, skomplikowane, wymagające zwłaszcza na początku, wytężonej uwagi. Od czasu do czasu jednak, oko jej liczące ściegi, podnosiło się i szybkim przelotnym spojrzeniem biegło ku miniaturce zmarłego, wspartej o zegar. A doktor, przemierzający salonik w czterech czy pięciu krokach, z rękoma skrzyżowanemi na plecach i papierosem w ustach, chwytał każde takie spojrzenie matki.
Wyglądało to, jakby się wzajem szpiegowali, jakby sobie wypowiadali walkę, i ból dotkliwy, ból niemożliwy do zniesienia ściskał serce Piotra. Udręczony, lecz zadowolony równocześnie, mówił sobie w duchu: — Toż musi cierpieć w tej chwili, jeśli wie, że ja przejrzałem! I za każdym nawrotem przystawał koło kominka, przyglądając się jasnowłosej głowie Marechala, chcąc pokazać że dręczy go jakaś myśl uporczywa. A miniaturka mniejsza od rozwartej dłoni, zdawała się być żywą istotą, złośliwą, groźną, która nagle weszła do jego domu, do tej rodziny.
Wtem ozwał się dzwonek. Rolandowa, zwykle tak spokojna, wzdrygnęła się na ten dźwięk, zdradzając doktorowi wzburzony stan swych nerwów.
Następnie rzekła: — Zapewne pani Rósemilly. — A trwożne jej spojrzenie raz jeszcze pobiegło ku miniaturce.
Piotr zrozumiał, a przynajmniej sądził, że rozumie jej niepokój i trwogę. Spojrzenie kobiety jest przenikliwe, umysł jej lotny, a myśl podejrzliwa. Jeśli ta, co za chwilę tu wejdzie, zobaczy miniaturkę jej nieznaną, na pierwszy rzut oka-gotowa może