Przejdź do zawartości

Strona:PL G de Maupassant Piotr i Jan.djvu/79

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

I powoli rozpoczął znów te same rozumowania co mu dręczyły serce na wybrzeżu, gdy syreny wydawały swe ryki przeraźliwe. Im dłużej rozmyślał, tym mniej powątpiewał. Czuł się pociągniętym przez logikę swych myśli, niby przez rękę, wlokącą go ku pewności straszliwej.
Uczuł pragnienie, zrobiło mu się gorąco, a serce się w nim tłukło. Wstał, by otworzyć okno i odetchnąć, a w tejże chwili doszedł go z poza ściany jakiś szelest.
To Jan spał spokojnie, chrapiąc z lekka. On spał! Nic nie przeczuwał, niczego się nie domyślał! Człowiek, który znał ich matkę, zapisał mu cały swój majątek. A on przyjął pieniądze, uważając to za całkiem słuszne i naturalne.
Spał, bogaty i zadowolony, nie wiedząc, że brata jego dławi cierpienie i rozpacz. I gniew w nim wezbrał przeciw temu śpiochowi, zadowolonemu, spokojnemu.
Poprzedniego wieczora byłby zapukał do jego drzwi, wszedł, usiadł obok łóżka i, zaskoczony wątpliwościami, powiedział: „Janie nie powinieneś przyjąć tego zapisu, który jutro może rzucić podejrzenie na naszą matkę i zniesławić ją”.
Dziś już mówić nie może, nie może powiedzieć Janowi, że nie uważa go za syna ich ojca. Teraz musi zachować, zagrzebać w sobie hańbę przez siebie odkrytą, ukryć przed wszystkiemi plamę spotrzeżoną, by nikt jej nie zauważył, ani nawet brat jego, zwłaszcza brat.
Nie myślał już teraz o pustych względach na opinję publiczną. Niechby cały świat obwiniał jego matkę, aby tylko on, jeden, przekonany był o jej niewinności. Jak on potrafi żyć obok niej, dzień za