Przejdź do zawartości

Strona:PL G de Maupassant Piotr i Jan.djvu/74

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

śród żyjących, on sam zniknie na zawsze, nie mając już nic do oszczędzania, ukrywania, obawiania się ludzkiej opinji, zapisał cały swój majątek drugiemu dziecku!.. Dlaczego?... Człowiek ten był inteligientny... mógł zrozumieć i przewidzieć, że krokiem tym niewątpliwie nasunie przypuszczenie, iż Jan jest jego dzieckiem. Zniesławiał tedy kobietę. Jakżeby mógł był tak postąpić, gdyby Jan nie był jego synem?
I nagle przypomnienie wyraźne, straszne, przeszyło duszę Piotra. Marechal był blondynem, tak samo jak Jan. Przypomniał sobie, że kiedyś w Paryżu, widywał w salonie rodziców na kominku małą jego miniaturę, która teraz zniknęła. Gdzież ona? Zgubiona, czy schowana? Och! gdybyż mógł ją zobaczyć na mgnienie oka!... Matka zamknęła ją może w tajemnej szufladce, gdzie się ukrywa relikwje miłosne?
Na tę myśl ogarnęła go rozpacz tak rozdzierająca, że wydał jęk, jednę z tych skarg żałosnych, wyrwanych z gardła przez ból szarpiący. I nagle, jakby posłyszała ten jęk i zrozumiała go, syrena z portu w odpowiedzi zawyła tuż w jego pobliżu. Jej krzyk potworny, nienaturalny, potężniejszy od grzmotu, ryk ten dziki, przeraźliwy, mający panować nad wyciem wichru i łoskotem fal, rozprzestrzenił się wśród mroków nad morzem niewidzialnem, spowitem w mgły.
I w jednej chwili, skróś mgły, w pobliżu i w dali zerwały się krzyki podobne, wśród nocnej ciszy. Przerażający był ten zew, wyrzucany przez błąkające się w mrokach parowce.
A później znów wszystko umilkło.
Piotr otworzył oczy i rozglądnął się wokół,