Przejdź do zawartości

Strona:PL G de Maupassant Piotr i Jan.djvu/66

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Och, ja dojdę do celu pracą i nauką.
Matka się jednak upierała:
— Tak, lecz zapewniam cię, że ładne mieszkanie bardzo by ci posłużyło.
Podczas obiadu zagadnął nagle:
— Jakim sposobem poznaliście się z tym Marechalem?
Ojciec Roland podniósł głowę, zdając się szukać we wspomnieniach.
— Poczekaj, nie pamiętam już zbyt dokładnie. Tyle już lat. Aha, już wiem. To matka zaznajomiła się z nim w sklepie, nieprawdaż Ludwiko? Przyszedł coś kupić, a później zaczął dość często zachodzić do sklepu. Znaliśmy go jako klijenta, zanim został naszym przyjacielem.
Piotr, jedząc groszek i nabijając każde ziarenko na widelec, jakby na rożen, spytał znów:
— A kiedy nawiązaliście tę znajomość?
Roland znów zaczął szukać w pamięci, lecz nie mogąc sobie przypomnieć, zwrócił się do żony:
— Ludwiko, w którym to było roku? Ty masz tak dobrą pamięć, że chyba będziesz wiedzieć? Zdaje się, że to było w... pięćdziesiątym piątym, albo szóstym... Przypomnij sobie, tyś powinna lepiej pamiętać, niż ja.
Przez chwilę zdawała sobie przypominać, poczym głosem pewnym i spokojnym, rzekła:
— To było w pięćdziesiątym ósmym, mój stary. Piotr miał wtedy trzy lata. Jestem pewna, że się nie mylę, bo to był rok, kiedy dziecko miało szkarlatynę, a Marechal, którego znaliśmy jeszcze wówczas bardzo mało, był nam ogromnie pomocny.
Roland wykrzyknął:
— Prawda, prawda, zachowywał się wtedy nadzwyczajnie. Matka była już tak zmęczona, że