Przejdź do zawartości

Strona:PL G de Maupassant Piotr i Jan.djvu/44

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

ubiegłego tygodnia w Bolbec-Nantot. Odrazu się towarzyszącymi zajęli okolicznościami wszyscy zbrodni, pociągnięci grozą występku, która mimo ordynarności, wstrętu i obrzydzenia, jakie budzi, posiada też dla umysłu ludzkiego dziwną siłę przyciągającą.
Od czasu do czasu jednak stary Roland wyciągnął zegarek, mówiąc:
— No, chodźmy; czas już nam ruszyć w drogę.
Piotr ironizował:
— Jeszcze niema pierwszej. Doprawdy nie było powodu do takiego pośpiechu i zostawienia mi zimnego kotleta.
— Czy idziesz do notarjusza? — spytała matka.
Odparł sucho:
— Ja? A po co? Moja obecność zgoła byłaby zbyteczna.
Jan milczał, jak gdyby się nie o niego rozchodziło. Gdy mówiono o zbrodni w Bolbec, rzucił parę uwag prawniczych, rozwijając pewne poglądy, dotyczące zbrodni i zbrodniarzy w ogólności. Następnie zamilkł ponownie, lecz jego błyszczący wzrok, żywe rumieńce, a nawet lśniąca broda, zdawały się obwieszczać jego szczęście.
Po odejściu rodziny, Piotr, pozostawszy sam, rozpoczął znów swą wędrówkę za mieszkaniem. Po dwu, czy trzech godzinnem łażeniu po rozmaitych piętrach, odkrył nakoniec na bulwarze Franciszka I coś istotnie pięknego: duże półpiętrze o dwóch wejściach z dwóch ulic, złożone z dwóch dużych salonów, oszklonej galerji, gdzie pacjenci, czekający swej kolei, przechadzaliby się wśród kwiatów, i prześlicznej okrągłej jadalni z widokiem na morze.
W chwili. gdy już miał wynająć, powstrzy-