Przejdź do zawartości

Strona:PL G de Maupassant Piotr i Jan.djvu/22

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

aż trzy razy przysyłał swego dependenta, czemu ma przyjść osobiście?
Piotr uważał to za całkiem naturalne.
— Widocznie sprawa wymaga odpowiedzi bezwłocznej; a może też chodzi o szczegóły poufne, e których nie lubi się pisać.
Wszyscy czworo jednak myśleli ciągle o tej wizycie, trochę rozdrażnieni obecnością osoby obcej, która będzie krępować ich rozmowę i powzięcie decyzji.
Przechodzili właśnie do salonu, gdy dziewczyna oznajmiła przybycie notarjusza.
Roland rzucił się ku niemu.
— Dzień dobry, drogi mistrzu.
Tytułował pana Lecanu „mistrzem“, jak to się zwykle praktykuje wobec notarjuszy.
Pani Rosemily wstała:
— Odchodzę, bo czuję się znużoną.
Pozornie ją zatrzymywano, lecz nie zgodziła się i wyszła, a żaden z mężczyzn jej nie odprowadził, jak to zwykli byli czynić.
Rolandowa zajęła się nowym gościem.
— Może pan pozwoli filiżankę kawy?
— Dziękuję! Dopiero co wstałem od stołu.
— To może herbaty?
— I owszem, lecz trochę później; wpierw pomówimy o interesach.
Wśród ciszy głębokiej, jaka nastąpiła po tych słowach, słychać było tylko rytmiczny tykot zegara i dochodzące z kuchni szorowanie rondli, jako że służąca zbyt była głupia, by bodaj podsłuchiwać pod drzwiami.
Notarjusz począł:
— Czy państwo znali w Paryżu niejakiego — pana Marechal, Leona Marechal?