Przejdź do zawartości

Strona:PL G de Maupassant Piotr i Jan.djvu/168

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

pić holownik... Płynie... brawo...! Już przy zatokach... Słyszycie, jak tłumy krzyczą brawo!... Poznaję holownik... to Neptun... a teraz widzę dziób... oto jest... oto jest... Boże, co za okręt! Wielki Boże, patrzcie!...
Pani Rosemilly i Beausire spojrzeli we wskazanym kierunku; dwaj mężczyźni odłożyli wiosła, tylko Rolandowa siedziała bez ruchu.
Olbrzymi statek z potężnym holownikiem, wyglądającym obok niego, jak gąsienica, powoli, majestatycznie wypływał z portu. A mieszkańcy Hawru, stłoczeni na grobli, na plaży, w oknach, porwani nagle z zapałem patrjotycznym, zaczęli krzyczeć: — Wiwat „Lorraine“! oklaskując ten odjazd wspaniały, poród wielkiego miasta nadmorskiego, obdarowującego morze najpiękniejszą swą córą.
— A „Larraine“, przebywszy wąski pasaż, zamknięty dwoma wałami granitowymi, czując się wreszcie wolną, odrzuciła holownik i sama, jak potwór olbrzymi, ruszyła w morze.
— Oto jest!... oto jest!... krzyczał Roland. — Płynie prosto ku nam.
A Beausire rozpromieniony powtarzał:
— Alboż wam nie przyrzekłem, hę? Czy ja to nie znam drogi?
Jan rzekł do matki cicho całkiem:
— Mamo, spojrz, oto nadpływa.
I Rolandowa odsłoniła oczy oślepłe od łez.
„Lorraine“ nadpływała, z niezmierną szybkoscią, oddalając się od portu w ten cichy dzień słoneczny. Beausire, z lunetą przy oczach, zawołał:
— Uważać! Pan Piotr stoi na samym przedzie, całkiem sam, doskonale go widać! Uważać!