Przejdź do zawartości

Strona:PL G de Maupassant Piotr i Jan.djvu/142

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Jan co chwila powtarzał z czułością: „mamo“, „droga mamo“, usługując jej i dolewając. Piotr się tedy domyślił, że razem płakali, nie mogąc jednak przeniknąć ich myśli. Czy Jan uważa matkę za winną, czy też brata za nędznika?
I wyrzuty, jakie sobie robił po wypowiedzeniu tej rzeczy okropnej, znów go opadły, zaciskając krtań i usta, nie pozwalając mu jeść ni mówić.
I porwało go pragnienie szalone ucieczki, opuszczenia tego domu, nie będącego już jego domem, porzucenia tych ludzi, z którymi wiązały go już łączniki niedostrzegalne. Pragnął wyjechać natychmiast, dokądkolwiek, czując, że wszystko skończone, że nie może zostać z nimi, gdyż będzie ich męczyć ustawicznie, wbrew własnej woli, przez samą swoją obecność a oni wzajem będą mu zadawać tortury niewypowiedziane.
Jan rozmawiał z Rolandem. Piotr, nie przy słuchując się, nie słyszał wcale, o czem mówią. Pochwyciwséy jednak jakby rozmyślny nacisk w głosie brata, zaczął zwracać uwagę na jego słowa.
— Zdaje się, że to będzie najładnieszy okręt z całej floty. Powiadają, że jest rozmiarów olbrzymich. I na przyszły miesiąc po raz pierwszy rusza na morze.
Roland się zdziwił.
— Już? A ja myślałem, że tego lata nie będzie mógł wyruszyć.
— Tak, ale ogromnie przyspieszono roboty, by koniecznie mógł odbyć pierwszą podróż przed jesienią. Byłem dziś rano w biurze Towarzystwa i rozmawiałem z jednym z zarządców.
— Ach, ach, z którym?