Przejdź do zawartości

Strona:PL G de Maupassant Piotr i Jan.djvu/139

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Argument ten nie mógł jednak zgłuszyć cichego: „nie“, szeptanego przez najgłębszy głos sumienia.
— Nagle pomyślał: — Skoro nie jestem synem tego, którego uważałem za ojca, nie mogę też nic od niego przyjmować, ani za życia, ani po jego śmierci. To byłoby niesłuszne i niegodne. Znaczyłoby to okradać mego brata.
Ten nowy punkt widzenia przyniósł mu ulgę, uspokajając jego sumienie. Zwrócił znów do okna.
— Tak mówił sobie trzeba się będzie wyrzec tej spuścizny, która w całości przypaść musi Piotrowi, skoro ja nie jestem synem jego ojca. To słuszne. Czy przeto nie jst słusznem, bym ja znów zatrzymał pieniądze mojego ojca?
Uznawszy, że nie będzie mógł korzystać z majątku Rolanda i postanowiwszy się wyrzec go całkowicie, pogodził się z myślą zatrzymania spadku po Marechalu odrzucając bowiem jedno i drugie, skazałby się po prostu na żebractwo.
Załatwiwszy się z tą sprawą drażliwą, znów wrócił myślą do usunięcia Piotra z domu rodzicielskiego. Ale jak? Szukał rozpaczliwie sposobu odpowiedniego, gdy nagle świst parowca, dolatujący z portu, rzucił mu niejako odpowiedź, podsuwając myśl jakąś.
Wtedy w ubraniu rzucił się na łóżko i spał do białego rana.
Około godziny dziewiątej wyszedł z domu, by się przekonać, czy projekt jego da się urzeczywistnić. Następnie, złożywszy parę wizyt, udał się do rodziców. Matka czekała nań, zamknięta w swym pokoju.
— Nie byłabym się odważyła zejść — rzekła — gdybyś nie był przyszedł.