Przejdź do zawartości

Strona:PL G de Maupassant Piotr i Jan.djvu/131

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

serce wali mi w piersiach, na dźwięk jego głosu omal że nie omdlewam. Miałam jeszcze ciebie! Teraz i ciebie straciłam. Och! mój Janku, czy sądzisz, że potrafiłabym żyć wśród was obu?
— Tak, mamo. Ja cię będę kochał, że nie będziesz o tem myśleć.
— Och! och! czyż to możliwe!
— Tak, możliwe.
— Jak mogłabym nie myśleć żyjąc obok ciebie i twego brata? Alboż wy nie będziecie o tem myśleć?
— Co domnie, to przysięgam.
— A jednak będziesz myślał całymi dniami.
— Nie, przysięgam ci. Zresztą, słuchaj: jeśli ty odejdziesz, to ja się zaciągnę do wojska i pozwolę się zastrzelić.
Do głębi wzruszona tą jego dziecinną pogróżką, objęła go ramionami, tuląc do siebie z miłością bezgraniczną. A on mówił:
— Kocham cię więcej, niż przypuszczasz, znacznie, znacznie więcej. No, uspokój się. Spróbuj zostać przez jeden tydzień. Czy przyrzekasz mi ten jeden tydzień? Wszak tego mi odmówić nie możesz?
Położyła obydwie ręce na jego barkach i, odsunąwszy go na długość ramienia, mówiła:
— Dziecko moje... spróbujmy mówić spokojnie, nie pozwalając się unosić wzruszeniu. Pozwól mi mówić pierwszej. Posłuchaj: gdybym jeden jedyny raz usłyszała z ust twych to, co od miesiąca słyszę z ust twego brata, gdybym jeden jedyny raz wyczytała w twoich oczach, co czytam w jego, gdybym z jednego słówka, ze spojrzenia odgadła, że jestem ci wstrętną... jak jemu... w