Przejdź do zawartości

Strona:PL G de Maupassant Piotr i Jan.djvu/11

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Spytał jednak:
— O której więc mogłaby pani wyruszyć?
— No... o dziewiątej!
— Nie wcześniej?
— Żadną miarą; i to już zbyt wcześnie.
Poczciwiec się zawahał. Oczywiście że nic nie złowi, bo ryba nie da się znęcić w pełnym słońcu; obaj synowie jednak oświadczyli natychmiast, że urządzą wycieczkę i wszystko przygotują.
Tak więc następnego wtorku „Perła“ zarzuciła kotwicę pod białymi skałami przylądka Heve; do południa łowiono, następnie drzemano, poczym znów zaczęto łowić bez żadnego skutku, aż stary Roland uświadomiwszy sobie po niewczasie, że pani Rosemilly chodzi jedynie i wyłącznie o przejażdżkę i widząc, że wędki ani drgną, w chwili bezrozumnego zniecierpliwienia rzucił energiczne „psiakrew“! odnoszące się zarówno do obojętnej wdowy, jak do nieuchwytnych ryb.
W tej chwili oglądał swą zdobycz złowioną, z radością przejmującą skąpca; następnie podniósł oczy ku niebu i widząc, że słońce chyli się ku zachodowi, rzekł:
— I cóż, dzieci, możeby tak znów spróbować?
Obaj chwycili za swe sznury, rozwinęli je, do korków przytwierdzili oczyszczone haczyki i czekali.
Roland wstał, by zbadać horyzont, niby kapitan okrętu, poczym oświadczył:
— Wiatr silniejszy; do wioseł, chłopcy!
I nagle wyciągnąwszy ramię ku północy, dodał:
— Patrzcie, patrzcie, oto „Southampton“.
Na płaszczyźnie morskiej, rozłożonej jak chusta błękitna, olbrzymia, połyskliwa, o refleksach złotych i ognistych, wznosiła się w kierunku wska-