Przejdź do zawartości

Strona:PL G de Maupassant Piękny chłopiec.djvu/92

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Z tem i słowami wyszedł z sali, zwracając się do biura naczelnika.
— Ach! to pan — przywitał go ten ostatni.
— Czy nie wiesz pan, że ja nie chcę...
Urzędnik przerwał mu w środku zdania:
— Krzyczy pan bez potrzeby...
Pan Perthuis, mężczyzna gruby, czerwony jak grzebień koguta, oniemiał ze zdumienia.
A Duroy mówił:
— Dość już mam tej waszej budy. Dziś po raz pierwszy debiutowałem w dzienniku, gdzie ofiarowano mi bardzo piękne stanowisko. Mam zatem honor pożegnać pana.
I wyszedł — zemściwszy się należycie.
Wstąpił jeszcze do dawnych kolegów, by uścisnąć im ręce na pożegnanie, lecz oni bali się do niego odezwać, by sobie tem nie zaszkodzić. Drzwi do pokoju naczelnika stały otwarte i słyszano tu całą poprzednią rozmowę.
Z napełnioną kieszenią znalazł się na ulicy. W jednej z lepszych restauracyi zjadł smaczne śniadanie, a pozostawiwszy na stole nowo zakupiony numer Vie Française, wstąpił jeszcze do kilku sklepów, jedynie po to, by kupiwszy w nich jakiś mały sprawunek, kazać go odesłać pod nazwiskiem Jerzego Duroy. Przytem dodawał:
— Jestem współredaktorem La Vie Française.