Przejdź do zawartości

Strona:PL G de Maupassant Piękny chłopiec.djvu/566

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

A on odparł wesoło: — Do rychłego zobaczenia.
I odeszła.
Inni ludzie cisnęli się naprzód. Tłum falował przed jego oczyma jak rzeka. Nareszcie się przerzedziło — ostatni goście skierowywali się ku wyjściu.
Jerzy podał ramię Zuzannie, by przejść przez kościół.
Był znowu pełny, gdyż wszyscy zajęli szybko dawne miejsca, by zobaczyć młodą parę razem. On szedł powoli, spokojny, z głową do góry, a oczyma utkwionemi w rozwarty portal kościoła, zalany słońcem. Po skórze przebiegały mu lekkie dreszczyki, te zimne dreszczyki, towarzyszące nadmiernemu szczęściu. Nie widział nikogo. Myślał tylko o sobie.
Stanąwszy na progu, ujrzał tłum zbity, czarny, przewalający się tłum, który tu przybył dla niego, dla Jerzego Du Roy. Lud paryski przyglądał mu się i zazdrościł.
Następnie podniósłszy oczy, dostrzegł tam w głębi, poza Placem Zgody, Izbę deputowanych. I wydało mu się, że musi teraz wykonać skok, z portalu kościoła świętej Magdaleny do portalu pałacu Burbonów.
Powoli zstępował ze schodów, otoczony podwójnym szpalerem widzów. Nie widział ich