Przejdź do zawartości

Strona:PL G de Maupassant Piękny chłopiec.djvu/555

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

obrażali sobie w myślach owych ludzi bogatych, wydających tyle pieniędzy na pobłogosławienie małżeństwa.
O dziesiątej zaczęły się już zbierać tłumy ciekawych. Stały przez chwilę, przypuszczając, iż zobaczą zaraz orszak ślubny, poczem się rozchodziły. O jedenastej, przybył oddział policyi i zaczął natychmiast usuwać ludzi, tłoczących się coraz liczniej.
Poczęli już napływać goście zaproszeni. Ci, którzy chcieli przypatrzeć się wszystkiemu, zajmowali krzesła przybrzeżne, wzdłuż nawy.
Powoli przychodzili i inni. Kobiety, szeleszczące jedwabiami, oraz poważni ludzie, z łysemi czaszkami, nosząc tu głowy jeszcze wyżej, niż gdzieindziej.
Kościół zapełniał się powoli. Słoneczne promienie, wpadając szerokiemi smugami przez otwarte na oścież podwoje, oświetlały pierwsze rzędy zebranych tu przyjaciół. Wgłębi świątyni, osłoniętej lekką pomroką, jarzyły się na ołtarzu świece woskowe, rzucając wokół żółte, słabe światło, niknące niemal wobec światła dziennego.
Rozpoznawano się nawzajem, dawano sobie znaki, zbierano się w małe grupy. Ludzie pióra, mniej sztywni niż światowcy, rozmawiali półgłosem. Przypatrywano się kobietom.
Norbert de Varenne, szukając jakiegoś