Przejdź do zawartości

Strona:PL G de Maupassant Piękny chłopiec.djvu/526

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Obalić tego łotra, tego nikczemnika, tego publicznego złoczyńcę.
— Biada tym, którzy mi staną w drodze. Ja nie wybaczam nigdy! — dorzucił, odkładając kapelusz.
— Ależ... twoja żona? — rzekł Walter, nie mogąc jeszcze wszystkiego zrozumieć.
— Mój proces rozwodowy rozpocznie się zaraz jutro. Odsyłam ją do nieboszczyka Forestier’a.
— Chcesz jej pan dać rozwód?
— Do kata! Byłem śmieszny, lecz chcąc ich złapać, musiałem udawać głupiego. Oto cała prawda. Jestem teraz panem sytuacyi.
Papa Walter nie mógł jeszcze przyjść do siebie; patrzył na Jerzego wzrokiem przerażonym i myślał:
— U licha! To awanturnik, którego trzeba oszczędzać.
— Ot! jestem wolny — począł znów Jerzy. — Mam jaki taki majątek. Na prowincyi, gdzie znają mię doskonale, przedstawię się nowym wyborcom w październiku, jako kandydat. Dotąd nie mogłem imponować, ani wzbudzić w nikim prawdziwego szacunku, mając żonę ogólnie podejrzaną. Omotała mię jak głupca, złapała, otumaniła. Lecz odkąd poznałem się na jej sztuczkach, czuwałem nad tą łajdaczką.
— Ten biedny Forestier nosił także rogi,