Przejdź do zawartości

Strona:PL G de Maupassant Piękny chłopiec.djvu/450

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Będzie mi tak dobrze. Posłuchał uśmiechnięty i objął ją kolanami, jak przed chwilą obejmował panią Walter.
Klotylda podnosiła ku niemu głowę i mając usta pełne kasztanów, pytała:
— Wiesz, mój najdroższy, śniłam o tobie. Śniłam, że na wielbłądzie odbywaliśmy wspólnie jakąś daleką podróż. Wielbłąd był dwugarbny, a my siedząc na tych garbach, jak na koniach, przebywaliśmy jakąś rozległą pustynię. Mieliśmy kanapki, zawinięte w papier i wino w butelce i obiadowaliśmy, jadąc. Mnie jednak nudziła taka jazda. Siedzieliśmy za daleko od siebie. Chciałam zejść z wielbłąda.
— Ja również chcę zejść.
Śmiał się, zabawiony opowieścią Klotyldy i podniecał ją do wypowiadania coraz to nowych głupstw, psot i dzieciństw, owych czułych błahostek, wymyślanych zwykle przez kochanków. Głupstwa wypowiadane przez Klotyldę wydawały mu się uroczemi, natomiast były mu one wstrętne, gdy wychodziły z ust pani Walter.
Klotylda nazywała go również:„ Mój kotku, mój maleńki, mój najdroższy“. Epitety te, łaskotały mu ucho słodko i pieszczotliwie; mówione zaś przed chwilą przez panią Walter, irytowały i raziły nieprzyjemnie. Tesame zawsze słowa miłosne, nie zawsze są jednakowo przyjemne, zależnie od ust, z których wychodzą.