Przejdź do zawartości

Strona:PL G de Maupassant Piękny chłopiec.djvu/415

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

wiednika, podszedł wprost ku niemu i spojrzawszy mu prosto w oczy, mruknął pod nosem:
— Gdybyś nie miał na sobie tej sutanny, dałbym ci parę razy w tę mordę przebrzydłą.
Zakręcił się na pięcie i wyszedł z kościoła, pogwizdując.
Przede drzwiami kościoła spotkał się znowu z otyłym jegomościem, teraz już w kapeluszu na głowie, z rękoma w tył założonemi; znudzony widocznie oczekiwaniem, przebiegał oczami rozległy płac i przytykające do niego ulice.
Skłonili się wzajemnie.
Dziennikarz, nie mając nic do roboty, udał się do redakcyi. Na samym zaraz wstępie porznął po zakłopotanych minach chłopców redakcyjnych, ii dzieje się tu coś nadzwyczajnego; wszedł więc szybko do gabinetu redaktora.
Walter, widocznie rozdrażniony, przerywanymi frazesami dyktował jakiś artykuł, wydając w pauzach polecenia okalającym go reporterom i Boisrenard’owi, i rozpieczętowując listy.
— Ach! co za szczęście! otóż i Bel-Ami! — zawołał uradowany, spostrzegłszy przybywającego.
Przerwał jednak nagle, cokolwiek zakłopotany:
— Przepraszam pana, iż cię tak nazwałem — tłómaczył się. — Jestem w tej chwili niezmiernie wzburzony, zresztą żona moja i cór-