Przejdź do zawartości

Strona:PL G de Maupassant Piękny chłopiec.djvu/333

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

przód zdziwienie, potem znowu obezwładniła radość. Stara, uspokoiwszy się, pierwsza wybąkała:
— To ty, nasz syn?
— Alei tak, to ja, matko Duroy — odpowiedział młody człowiek i zbliżywszy się do niej, ucałował w oba policzki. Następnie dotknął skronią skroni ojca, który zdjął był swój czarny jedwabny kapelusz, modny w Rouen, a podobny do kapeluszy rzeźników.
— Oto moja zona — rzekł Jerzy.
I dwoje wieśniaków zaczęło się przypatrywać Magdalenie. Spoglądali na nią jak na jakiś ciekawy okaz, z pewnym kłopotliwym niepokojem, z którym łączył się u ojca rodzaj zachwytu, a u matki nieokreślona jakaś zazdrość.
Mężczyzna, posiadający temperament jowialny, przesiąkły wesołością słodkiego cydru i alkoholu, zebrał się na odwagę i spytał żartobliwie:
— Czy można ją też pocałować?
— Czemuż nie? — odparł Jerzy.
I Magdalena, mimo niechęci, podała starem u oba policzki, a ten ucałowawszy je, otarł następnie usta rękawem.
Z kolei, stara matka pocałowała synowe z chłodem niechęci. Nie była bo też to synowa, o jakiej marzyła: hoża i zdrowa wieśniaczka, rumiana jak jabłko, a silna i rosła jak łania. Dama ta wyglądała jak lalka porcelanowa, strojna w falbany i pachnąca piżmem, gdyż